sobota, 7 lutego 2015

Zamek z piasku, który runął - czyli jak zanudziłam się na śmierć.

Zamek z piasku, który runął



Życie Lisbeth Salander znów zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. Mikael Blomkvist sięga w mroczną przeszłość Salander i rusza w pogoń za prawdą. Wywołuje tym samym trzęsienie ziemi w rządzie i służbach bezpieczeństwa.

Bardzo rzadko to robię - znaczy czytam kolejne części książki jedna po drugiej. Nie wiem właściwie dlaczego, może temu, że skoro zdecydowałam się na kontynuację jakiejś historii to znaczy, że była ona dobra. A dobro należy sobie dawkować. Kończąc te filozoficzne wstępy muszę z przykrością stwierdzić, że tym razem się przeliczyłam, a moje rozważania o dawkowaniu dobra trafił szlag.

Okej, mea culpa. Zachłysnęłam się historią Lisbeth Salander do tego stopnia, że po drugiej części liczącej stron siedemset - przeszłam z marszu do zachęcającej osiemsetki, czyli tomu trzeciego. Dodatkową atrakcją i dodatkiem do tytułu był autentyczny piasek pod biblioteczną okładką. Pewnie ktoś odpoczywał przy tej pozycji nad morzem, albo (co bardziej prawdopodobne) pilnował dziecka rzucającego w piaskownicy we wszystko, co się rusza. Myślałam nawet, że piasek jest gratis od wydawcy, ale nie - sprawdziłam - to tylko u mnie w bibliotece takie atrakcje.

Pierwsze strony utwierdziły mnie w przekonaniu, że dobrze robię, czytając to od razu. Rzecz dzieje się praktycznie w czasie bezpośrednio po zakończeniu części drugiej. Salander z kulą w głowie trafia do szpitala, oczywiście lekarz niczym Jezus czyni cuda i już wkrótce wiadomo, że nic a nic się nie dzieje. Kulka wyciągnięta (pozostałe dwie również) i komplikacji brak. Cóż, to jeszcze było ciekawe. Potem Lisbeth trafia na salę w szpitala, z której nie wychodzi przez... jakieś pięćset stron. Serio.

Ktoś zapyta No dobra, ale jak ona tam leży, to coś się chyba dzieje, nie? Otóż nie. No nie! Są oczywiście pojedyncze wątki - Blomkvist, prześladowanie Eriki, podrzucenie Salender palmtopa.... Ale obstawiam, że za kilka dni o nich zapomnę. Pięćset stron (może nawet więcej) impreza się rozkręcała poprzez poznawanie Sapo - służby bezpieczeństwa w Szwecji. Rany... zakopałam się po uszy w funkcjonariuszach, dyrektorach, dostawcach i wykonawcach, a od tych wszystkich szwedzkich nazwisk zaczęłam mieć zawroty głowy. Już na samo wspomnienie mi się odechciewa...

Po dwóch wieczorach, kiedy została mi większa połowa książki, zrobiłam sobie kawę mocną jak siekiera i postanowiłam, że tej nocy przebrnę przez całość. Udało się, ale nie powiem, że było łatwo. Historia Sapo mnie tak nużyła, że zastanawiałam się, czy nie czytać co piątą stronę... na jedno by wyszło.

Jedyną mocną stroną był moim zdaniem proces Salander, poprowadzony i opisany po mistrzowsku - w nim najbardziej wyczuwałam pióro Larssona z poprzednich dwóch części. Nie jestem jednak pewna, czy w przypadku tak obszernej lektury to wystarczy... cóż, na pewno zostawia dobre wspomnienia na koniec.

Ciężko ocenić tą książkę bez patrzenia na całość Millenium. Wyobrażam sobie, że ktoś, kto przez przypadek sięgnąłby tylko po trzecią część mógłby tym rzucić w cholerę po dwusetnej stronie. Będąc szczerą - sama byłam blisko. Powstrzymywała mnie tylko sympatia do Salander i chęć poznania wyników procesu. Ale Sapo, jego historia i członkowie to coś, co na pewno przekreśliłoby dla mnie chęć sięgnięcia po kolejny tom (gdyby takowy istniał). W każdym razie to dla mnie najgorsza część trylogii i może to dobrze - nie czuję wielkiego żalu, że kontynuacji po prostu nie ma...

Moja ocena: 2/6
Autor: Stieg Larsson
Tłumaczenie: Alicja Roseneau
Wydawnictwo: Czarna Owca, 2009
Liczba stron: 784

Przeczytane również w ramach wyzwania Czytamy literaturę skandynawską i islandzką

4 komentarze:

  1. Mam cala trylogie jednak obszernosc ksiazek wciaz mnie zniecheca

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam cię, że mimo wielokrotnej niechęci, dobrnęłaś do końca tej książki. Ja chyba nie dałabym rady. W każdym razie na chwilę obecną nie czuje zainteresowania tą trylogią.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się nie udało dobrnąć do końca trylogii... nie uważam jej za rewelacyjną, tak jak większość osób. Dlatego podziwiam cię, że ci się jednak udało, ale ja nie mam zamiaru się zmuszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. faktycznie najsłabsza z 3 części

    OdpowiedzUsuń