czwartek, 29 stycznia 2015

Kurz, pot i łzy - książka dla twardzieli.

Nie jestem szczególną fanką programów telewizyjnych żadnej maści. Właściwie poza bajkami w TV od długiego czasu nie oglądam nic. Kiedyś lubiłam Wojny magazynowe i Łowców promocji - to pierwsze, bo uwielbiam graty wszelakie, to drugie, bo zawsze otwierałam ze zdziwienia oczy, kiedy z 1500 dolców za zakupy robiło się 50 dolców. Bo jakaś Amerykanka wycięła pierdylion kuponów z gazetek, a później trzymała zapas papieru toaletowego na najbliższe tysiąc lat. A nóż się przyda dla setnego pokolenia. Kilka razy trafiłam na Szkołę przetrwania i faktycznie mnie wciągnęło. Facet jadł robaki, łaził po bagnach z krokodylami i spał w namiocie przy północno-biegunowej temperaturze. Fajnie się to ogląda siedząc z kakaem pod kocykiem, choć co wrażliwsi mogą kakao zwrócić. W każdym razie Bear Grylls wydał mi się inspirującą postacią, o której warto poczytać. I tak w Taniej Książce trafiłam na:

Kurz, pot i łzy



Niezwykła historia życia najbardziej nieustraszonego człowieka na świecie!
Znany i uwielbiany przez miliony - czy to za sprawą ogromnie popularnych programów telewizyjnych, czy jako autor bestsellerów - Bear Grylls przetrwał w najbardziej niegościnnych zakątkach Ziemi. Tym razem mistrz survivalu opowiada historię swego wyjątkowo intensywnego życia.

Przede wszystkim jedna sprawa - gdyby nie promocja, w życiu nie kupiłabym tej książki w cenie regularnej (49,90zł). Rozumiem, że to wydanie z twardą okładką i kolorowymi zdjęciami, ale miałam wrażenie, że trafiłam na pozycję dla prawdziwych fanów autora. Teoretycznie powinnam się tego spodziewać po opisie, jednak trochę inaczej sobie to wyobrażałam.

Książkę można streścić krótko - przodkowie, dzieciństwo, szkoła, SAS, Mount Everest, małżeństwo i dzieci. Nie zrażajcie się jednak. To co się działo, zanim Grylls został TYM Gryllsem jest bardzo inspirujące i wręcz niewiarygodne. Dowodzi siły nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim psychiki ze stali. No bo kto z nas, skacząc ze spadochronu i łamiąc kręgosłup w trzech miejscach by się nie załamał? Cóż, nie Grylls. Mało tego - wyszedł z tego skubany tak silny, że wszedł na pewną znaną górkę zwaną Everestem. Chyba o niej słyszeliście.

Kilka rzeczy mocno mnie zdziwiło. Pomijając już wspomniany wypadek i wspinaczkę w Himalajach, nie wiem czy wiecie, ale prawdziwe imię Gryllsa brzmi ... Edward. Ja nie wiedziałam. I nijak mi to do niego nie pasuje:). Kolejna sprawa - Bear jest bardzo wierzącym Katolikiem. Modli się i powierza życie Bogu przed, w trakcie i po każdej niebezpiecznej akcji. No i ostatnia sprawa - ten człowiek naprawdę jest synonimem odwagi. Wiele można podać przykładów, jednak ten, ze wspominanej już wspinaczki na Everest zapamiętałam najlepiej:

Lód jeszcze raz pękł za mną, po czym bez najmniejszego ostrzeżenia najzwyczajniej runął w dół, a ja wraz z nim. Spadałem w czarną rozpadlinę w lodowcu, która zdawała się nie mieć dna. Nagle walnąłem w szarą ścianę szczeliny. Siła uderzenia odbiła mnie w drugą stronę, przygniatając do lodu bark i rękę. A potem, z gwałtownym szarpnięciem, zatrzymałem się, wisząc na cienkiej linie, do której dopiero co się przypiąłem.(...) Cały czas spadają na mnie odłamki lodu. Jeden większy rozbija się o moją głowę, aż mi odskakuje do tyłu. Na kilka cennych sekund tracę przytomność(...)

A potem z pomocą przyjaciół udaje się go wciągnąć na górę. Z rozwalonym barkiem i ręką płacze po cichu w nocy w bazie. A rano się zbiera i idzie dalej. Ma dwadzieścia trzy lata.

Trochę mnie denerwowała część o SAS ( Special Air Service). Owszem, trening przygotowawczy, selekcja i testy to morderczy wysiłek, niesamowicie bolesny pod każdym względem i czapki z głów dla rekrutów. Jednak kiedy Bear dochodzi do najciekawszej części - realistycznej symulacji porwania przez terrorystów- okazuje się, że jednak niczego konkretnego nie może zdradzić, bo podpisał klauzulę poufności. I najciekawszy moment szlag trafił....

Muszę też wspomnieć o stylu pisania autora. Napisał jedenaście książek, w tym dwa bestsellery, jednak śmiem twierdzić, że nie zawdzięcza tego lekkiemu pióru.. Cóż, pisze prosto i z sensem, jednak brakowało mi "tego czegoś". Mało humoru - choć sytuacji humorystycznych masa! W końcu oświadczył się nago na plaży, a zanim to zrobił, jego i narzeczoną zmyła fala. Prosił ojca przyszłej żony o błogosławieństwo w krawacie i krótkich spodenkach. Żeby odpalić motorower musiał na nim zjechać z górki koło domu, jak się nie udało, to musiał wpychać go pod górę dwieście metrów i próbować jeszcze raz. Wiele zabawnych momentów, jednak Bear niezbyt się na nich skupiał i jakoś ten humor ulatywał. Rozumiem, że to książka o czym innym, ale trochę śmiechu w tym pocie by nie zaszkodziło.

Miałam trochę inne wyobrażenie o tej książce, jednak nie byłam specjalnie zawiedziona. Nawet jeśli ktoś nie jest wielkim fanem Gryllsa i aktywności fizycznej - znajdzie tutaj inspirującą opowieść o człowieku brnącym pod górę mimo przeciwności losu i niejednokrotnych porażek. Jest to historia motywująca, popychająca do działania, ukazująca niezwykłą odwagę i siłę zwykłego człowieka. Bear Grylls pokazuje, że to nie mięśnie czynią z nas siłaczy i robi to naprawdę przekonująco. Mimo stylu pisania autora - który mnie nie zachwycił, chętnie sięgnę po jeden z jego bestselllerów. Choćby tylko po to, by poczytać o jego niesamowitym świecie pełnym przygód.

Moja ocena: 4/6
Autor: Edward Michael "Bear" Grylls
Tłumaczenie: Arkadiusz Belczyk
Wydawnictwo: Pascal, 2011
Liczba stron: 410


3 komentarze:

  1. Oglądałam kiedyś serial o Bearu, ciekawił mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszyscy zachwycają się Bearlem, a nikt nie pomyśli o panu kamerzyście, który chodzi za nim wszędzie, robi to samo i to w dodatku z kamerą! :)
    A tak na poważnie to ciekawa książka :)
    Pozdrawiam, Mz.Hyde

    OdpowiedzUsuń